środa, 17 lutego 2016

Nie wiecie w co się pakujecie...

Chcecie poświęcić swoje życie rysowaniu, malowaniu czy innej sztuce? Przeczytajcie uważnie zanim zaczniecie żałować :) Tekst długi ale prawdziwy...

Za każdym razem, gdy słyszę od kogoś: "Ty to masz fajną robotę" lub "Chciałbym też mieć taki talent", uśmiecham się w duchu i  mam ochotę powiedzieć: "Zaprawdę powiadam Wam - nie wiecie, co mówicie".
Owszem, wygląda to nawet zachęcająco. Często wstaję, o której się obudzę. Z reguły jest to siódma, bo odwożę syna do szkoły, ale w sobotę, ferie czy wakacje potrafię zwlec się o dziewiątej. Wędruję do kuchni po czajnik, robię kawę dla siebie i żony a potem z gorącym kubeczkiem maszeruję do pracowni. Daleko nie mam bo moja pracownia przylega do kuchni - podczas jej budowy priorytetem było, abym nie miał daleko do czajnika :D

Co potem robię? Odpisuję na maile i wiadomości z Facebooka, następnie rozkładam ołówki i kredki i rysuję, rysuję, rysuję. Pod koniec pracy znów zasiadam do komputera by odpisać na wiadomości, które przyszły w ciągu dnia. W międzyczasie jeszcze pakuję zamówione prace i wysyłam, a od czasu do czasu wsiadam w samochód i jadę po materiały.
Sielanka, prawda? Jak zacząłem w przedszkolu bawić się kredkami tak nie przestałem...

Kto by nie chciał zamienić swojej pasji i hobby w zawód? Całymi dniami robić tylko to, co się lubi i jeszcze dostawać za to pieniądze. Marzycie o tym? Pewnie, że tak, ja też o tym marzyłem.

Jan Matejko w pracowni
Jeszcze w podstawówce wpadła mi ręce książka - biografia Jana Matejki. Kojarzycie? Taki malarz, ponoć historyczny. Przeczytałem tę lekturę niezliczoną ilość razy. Znałem ją tak dobrze, ze gdyby w Wielkiej Grze był o tym temat - zgłosiłbym się bez wahania. Godzinami oglądałem reprodukcje obrazów zamieszczone w książce, szkice i zdjęcia. Chłonąłem życiorys Matejki, a szczególnie smaczki z prywatnego życia. Był moim wzorem. Tworzył piękne rzeczy, utrwalał ulotne chwile, ale co najważniejsze - sam był sobie panem. No, może nie do końca, bo żonę miał kapryśną... Ale w pracowni był zarówno pracownikiem jak i szefem. Fascynowało mnie wszystko, sposób malowania, urządzenie pracowni, materiały jakich używał, no i fakt, że potem swoje prace sprzedawał. Przeważnie. Wszystko, czego wówczas chciałem to być takim jak on.

Z wielkimi ambicjami zostania wielkim artystą zacząłem studia w Instytucie Sztuk Pięknych.
Te pięć lat było chyba najdziwniejszym doświadczeniem w życiu ale i najpiękniejszym z pewnych względów. To jednak temat na osobny post, może kiedyś Wam opowiem...

Tak czy owak, okazało się, że po skończonych studiach należało rozpocząć pracę, żeby spłacić długi zaciągnięte na poczet studiowania.  Z uwagi na kierunek, jaki wybrałem - Edukacja Artystyczna - na pierwszym miejscu zawodów możliwych do podjęcia znalazł się: NAUCZYCIEL.
I tak oto wylądowałem w Ośrodku Kultury prowadząc zajęcia artystyczne. Wiecie ile wynosiła moja pierwsza pensja? 100 zł. Słownie: sto złotych. Gdyby nie to, że już od szkoły średniej udzielałem korepetycji - przyszło by chyba umrzeć z głodu. Oto jak rzeczywistość sprowadza wielkie artystyczne ego na ziemię. Oczywiście, nie było mowy o tym, aby się poddać. Wówczas już wspólnie z żoną, również artystką, braliśmy udział w wystawach, konkursach, imprezach artystycznych itd. Skutkowało to, od czasu do czasu, sprzedaniem jakiegoś obrazu. Mieliśmy nawet na koncie wystawę w Szwecji oraz współpracę z pewną kancelarią adwokacką. Były to jednak sporadyczne wyskoki i nie zapewniały wystarczających środków na przeżycie i artystyczny rozwój.
Oczywiście, można było próbować zostać artystą przez duże A, jednakże to droga dla jednostek, bardzo wyboista i usiana wieloma kompromisami.

Należało poszukać bardziej dochodowej pracy. Tak oto wylądowaliśmy jako nauczyciele w szkole podstawowej i gimnazjum. Było to jakieś rozwiązanie. Jeśli ktoś lubi pracę z trudną młodzieżą (bo tak należy nazwać lekcje sztuki w szkole), to polecam ten zawód. Stabilne zarobki, trzynastki, dodatki - dało się żyć. Przynajmniej jakiś czas. Potem zaczęło dochodzić coraz więcej papierkowej roboty, ankiety, sprawozdania, protokoły, plany, oceny - to wszystko sprawiało, że prowadzenie lekcji stało się marginalną czynnością w tym zawodzie. Kto jest obecnie nauczycielem - ten wie o czym mówię :D
Zwolniłem się. Zapragnąłem czegoś więcej. Chciałem tworzyć. A gazetka szkolna to nie było wystarczające płótno.

Kolejnym etapem była praca na stanowisku grafika komputerowego w agencji reklamowej.
Praca nawet ciekawa, wreszcie mogłem coś tworzyć, rozwijać się, ale dojazdy dobijały. Wstawałem o czwartej rano by wrócić do domu o dwudziestej drugiej... Dałem tak radę trzy miesiące.

I wtedy, znajoma ze sklepu plastycznego, o której jeszcze zapewne usłyszycie, opowiedziała mi o możliwości założenia własnej firmy poprzez Urząd Pracy. Wówczas można było uzyskać z Unii kwotę 14 000 zł (obecnie jest to nieco więcej) na potrzeby swojej przyszłej firmy.
Nie trzeba mnie było nawiać. To było to! Własna Firma!!!
Przeszedłem szkolenie, napisałem projekt, biznesplan i wreszcie... Powstała ARTYNA - Studio Artystyczne.
Za otrzymane pieniądze z Unii zakupiłem całe mnóóóóóóstwo materiałów, komputer, aparat, tablet oraz umeblowałem pierwszą pracownię. To znaczy - kupiłem meblościankę i narożnik do pokoju, który częściowo spełniał rolę pracowni i biura.
Spełniło się marzenie. Byłem właścicielem firmy. Rysowałem portrety, malowałem obrazy.

Po czterech latach ogłosiłem upadłość...

Co się stało?
O tym opowiem w jednym z postów, który będzie miał tytuł: JAK NIE ZBANKRUTOWAĆ

Dwa kolejne lata zajęło mi znalezienie błędów, wychodzenie z długów i nauka jak tych błędów nie popełnić ponownie.

Dziś znów pracuję na własną rękę. Znów robię to co lubię. Piję kawkę z rana a połowie dnia wychodzę, kiedy słyszę zza drzwi pracowni: Krzysztooof - obiaaaad!!!

Ale już wiem, że w tym zawodzie praca wygląda inaczej, niż to sobie na początku wyobrażamy.
Na początku najłatwiej i najtaniej jest założyć jednoosobową działalność gospodarczą. Tylko, że wówczas jest się szefem, pracownikiem, księgowym, kierowcą, marketingowcem, specjalistą od spraw zaopatrzenia, sprzedawcą, pakowaczem, sprzątaczką.... Można mnożyć w nieskończoność. Gwarantuję, że w końcu zabraknie Wam czasu na wszystko. Niezwykle trudno jest wówczas nie popełnić błędu.

Telefon ciągle dzwoni, rozmawiacie z każdym klientem przerywając pracę nad aktualnym rysunkiem. Odpowiadacie na pytania typu: Czy mój portret jest już gotowy? Czy już został wysłany? Czy można narysować 10 osób na A4? Czy mogę dostać rabat? Czy można jednak narysować mnie z innego zdjęcia? Może Pan dorysować kota? Nie podoba mi się, czy muszę płacić?
W końcu telefon przestaje dzwonić i siadacie do rysowania.
Przyjechał kurier po paczkę... Ale ja na dziś nie zamawiałem kuriera. Coś pomieszali w centrali.
Wracacie do rysowania.
Przyszedł mail: "Czy udało by się jeszcze dziś narysować karykaturę, jeśli za chwilę przyśle zdjęcia?"
Wracacie do rysowania.
Ktoś przyszedł. Sąsiad z wizytą. "No przecież i tak tylko siedzisz w domu, to możemy chwilę pogadać".
Po godzinie wracacie do rysowania.
Obiad.
Wracacie do rysowania.
Trzeba pojechać po dziecko do szkoły.
Wracacie do rysowania.
Zrobiła się siedemnasta. Teoretycznie koniec pracy, wyłączacie telefon i komputer. Ale rysunek jeszcze nie skończony, a jutro trzeba go wysłać.
Wracacie do rysowania...

Tak to mniej-więcej wygląda. Brzmi zabawnie, ale gwarantuję, że po okrągłym roku przestaje Was to bawić, a zaczyna denerwować. Do tego dochodzą problemy z księgowością, utrzymaniem strony internetowej, wpisywaniem ogłoszeń, budowaniem reklamy, pilnowaniem cen na rynku. Rachunki, faktury, zagubione i zniszczone przesyłki....

Oczywiście, nie chcę Was zniechęcić, wręcz przeciwnie, w kolejnych postach będę Wam pomagał przetrwać i się rozwijać.
Jednakże chcę, abyście mieli świadomość, że  Wasza wizja pracy na własną rękę, w branży, która nie jest uznawana przez większość ludzi jak coś poważnego, jest nieco bardziej kolorowa w marzeniach niż w rzeczywistości.
Musicie przygotować się na ciężką walkę o utrzymanie. Musicie naprawdę kochać swoją pracę aby nie popaść w depresję. Fajnie jest narysować sobie jeden rysunek raz na tydzień. Ale w tej branży zdarza się, że musicie zrobić ich 10 dziennie, a klient wydzwania co godzinę i pyta czy już.

I wiecie co? Zawsze znajdzie się ktoś, kto robi to lepiej niż Wy, więc dodatkowo musicie wciąż się szkolić, wciąż udoskonalać technikę, wprowadzać nowe pomysły.

Przetrwają tylko ci, którzy nauczą się radzić z problemami i całym sercem kochają to co robią.
Ale jeśli przetrwają to będą wśród nielicznych, którzy będą mogli powiedzieć, że lubili chodzić do pracy :)

Życzę Wam owocnej i radosnej pracy i zapraszam do kolejnych postów.





6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Świetnie napisane :D Fajnie się czyta.
Faktycznie, niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego jak to naprawdę jest.
Będę zaglądał :D

Unknown pisze...

Dziękuję za miłe słowo i serdecznie zapraszam :D

Juleczka pisze...

Bardzo motywujące, może jednak warto dać się ponieść marzeniom.

Unknown pisze...

Juleczka, dziękuję za opinię :D Wszystkie Wasze słowa są bardzo ważne i mnie również motywują do dalszego pisania.
Co do marzeń - zawsze, zawsze, ale to naprawdę zawsze warto jest się dać im ponieść :D

Unknown pisze...

Witam...
Od lat maluję, tworzę...ale dopiero Twóje teksty pokazują realne możliwości..technicznie krok po kroku. To fajne, aczkolwiek uważam że artysta powinien mieć managera😋😃, kogoś kto za niego policzy i ogarne stronę techniczną.... dziękuje za bloga

Unknown pisze...

Bogusława - dziękuję :D
Mam nadzieję, że uda mi się pomóc tym artystom, którzy będą próbować się doszkolić i zacząć działać na rynku.
Fakt faktem, że typowy artysta powinien skupić się na tworzeniu, ale tutaj będę koncentrował się raczej na omówieniu zagadnienia samozatrudnienia, a w dalszej konsekwencji stworzenia sprawnie działającego biznesu.